sleza_2016Klasa czwarta ruszyła… za oknem leje deszcz, jest szaro i ciemno. O 6:00 rano nigdy nie jest miło i przyjemnie.

Przed nimi jednak długa droga na pierwszy wspólny wyjazd górski w ramach Szkolnego Klubu Zdobywców Korony Gór Polski.

Wycieczkę zaczęli od malowniczego masywu Ślęży, którą nazwano z czasem całe przedgórze Śląskie. Ze względu na swoje położenie Ślęża była także miejscem kultu, poświęconym przede wszystkim bóstwu słonecznemu (kult solarny). Pozostałością tamtych czasów jest wiele rzeźb i równie tajemniczych kamiennych wałów usypanych wokół szczytów Ślęży, Raduni i Wieżycy. Dzisiaj stała się miejscem licznie odwiedzanym przez cały rok, stanowiącym doskonały punkt widokowy na Sudety (zwłaszcza Góry Sowie) i Nizinę Śląską z pobliskim Jeziorem Mietkowskim i nieco odleglejszym Wrocławiem.

Cała droga na przełęcz Tąpadła upłynęła w strugach deszczu i nic nie zapowiadało poprawy pogody. Po wyjeździe z Wrocławia na widnokręgu zamajaczył wystający z równiny masyw trzech szczytów: Ślęzy, Radunii i Wieżycy. Im bliżej się znajdowali, tym okazalej prezentował się w jesiennych kolorach czerwieni i żółci. Nawet deszcz ulitował się nad klasą czwartą i przestał padać.

Przełęcz Tąpadła stanowiła miejsce startu – chłopcy poprawili ubiory, zawiązali mocno buty, zarzucili plecaki i ruszyli. Szli żółtym i niebieskim szlakiem wśród przepięknych buków i wiązów, powoli poddając się urokowi przyrody. Planowe pokonanie trasy na szczyt trwa około dwóch godzin, ale obawiając się deszczu, opiekunowie narzucili bardzo duże tempo. Zdobyli go dokładnie w południe o czym przypominało bicie dzwonów!

Trochę czasu spędzili na wieży widokowej, podziwiając panoramę okolicy. Po uroczystych gratulacjach, minęli wieżę telewizyjną i dotarli do schroniska pod Ślężą. To właśnie tutaj zdobyli pierwsze pieczątki potwierdzające obecność na jednym ze szczytów Korony Gór Polski. W trakcie odpoczynku, zjedli śniadanie i rozmawiali o dalszych planach podbojów.

To jednak nie był jeszcze koniec trasy. Ruszyli dalej w kierunku Schroniska pod Wieżycą. Po drodze prowadzili obserwacje przyrodnicze, podziwiali rzeźby kultu solarnego i oddychali pełną piersią prawie górskim powietrzem. Z jednej strony wychowawca, pan Stanisław Polcyn, motywował do walki maruderów, z drugiej zaś pan Adrian Lewandowski powstrzymywał straż przednią przed galopadą.

Szlak był pusty… zapewne wszyscy wystraszyli się deszczu. U celu wyprawy na wędrowców czekał dymiący obiad, który nawet szkolni niejadkowie pałaszowali z zapałem. Na zakończenie wszyscy uczestnicy wykonali wspólną pamiątkową fotografię przed schroniskiem i po krótkim zejściu dotarli do swojego busa.

Trasa powrotna przebiegła bardzo szybko – to stara prawda, że do domu wraca się najprędzej…